Thyssenkrupp wprowadza na giełdę swój oddział morski TKMS

Kiedy teraźniejszość jest kiepska, pomagają wspomnienia lub nadzieja. Miguel López wykorzystuje jedno i drugie. „Budując na bazie wspaniałej tradycji, otwieramy szansę na długą, udaną i zyskowną przyszłość” – mówi do kamery prezes grupy Thyssenkrupp. Następnie prosi akcjonariuszy o otwarcie drogi do specjalnej umowy. Stawką są tysiące pracowników, tożsamość firmy o ugruntowanej pozycji – i bezpieczeństwo kraju.
Stocznia koncernu, znana przede wszystkim z budowy okrętów podwodnych i fregat, ma wejść na giełdę w tym roku. Chociaż Thyssenkrupp zamierza zachować 51% udziałów, nazwa została już zmieniona: Thyssenkrupp Marine Systems stał się TKMS – co nieco zwiększa dystans między siedzibą główną stoczni w Kilonii a siedzibą główną koncernu w Essen.
Dla Północy oznacza to przede wszystkim perspektywę i wolność. Thyssenkrupp już dawno przestał być bezpieczną przystanią. Na Zachodzie odczuwa się to raczej jako samorozpad: ta firma z długą tradycją, nękana kryzysami w sektorze stalowym i błędami w zarządzaniu, wydziela kolejny obiecujący oddział. „Mogę wydzielać tyle oddziałów, ile chcę” – powiedział przedstawiciel akcjonariuszy podczas wirtualnego walnego zgromadzenia w piątek: „To nie zmienia problemów w podstawowej działalności”.
López widzi to inaczej: nie ma podstawowej działalności. W jego planie, wydzielenia rozwiążą problemy. Receptą muskularnego Niemca-Hiszpana, który pracuje w firmie od 2023 roku, jest rozdzielenie działów i poszukiwanie partnerów dla każdego z nich. López mówi o „skoncentrowanym portfelu niezależnych firm”. Stalowy gigant stanie się spółką zarządzającą.
Poprzedniczka Lópeza, Martina Merz, zrobiła pierwszy krok, sprzedając w całości dział wind za 17 miliardów euro w 2020 roku. Pieniądze miały zostać przeznaczone na sfinansowanie restrukturyzacji, ale przede wszystkim uzupełniły luki w bieżącej działalności. Następnie López wprowadziła firmę technologii wodorowych na giełdę; grupa nadal posiada znaczną połowę udziałów w Thyssenkrupp Nucera.
Pozostałe główne segmenty to dostawy dla przemysłu motoryzacyjnego, stal i ściśle powiązany z tym handel. Znalezienie inwestorów dla tradycyjnego dostawcy motoryzacyjnego to obecnie prawdziwe wyzwanie, mówi konsultant, który próbował tego w innych przypadkach: „Są jak ołów na półce”. Albo jak stalowe dźwigary.
Stal jest sercem Thyssenkrupp, czego ani Merz, ani López nie byli dotychczas w stanie zmienić. Prawie jedna trzecia ostatnich przychodów grupy, wynoszących 35 miliardów euro, pochodzi z Thyssenkrupp Steel Europe. Dział ten od lat pogrążony jest w kryzysie i poniósł miliardowe straty – i to nie tylko z powodu trudnej sytuacji na rynku.
López wierzył, że dokonał przełomu: czeski miliarder Daniel Kretinsky kupił 20 procent udziałów w tym dziale i ma przejąć połowę. Nie wiadomo, czy nadal chce to zrobić i jakie będą jego dalsze plany – Kretinsky publicznie milczał.
Dla porównania, droga TKMS na giełdę to bułka z masłem. Chociaż stocznia niedawno przegrała walkę o kontrakt na australijską fregatę, dawna stocznia HDW w Kilonii, która rozrosła się do grupy zatrudniającej 8300 pracowników i osiągającej przychody rzędu 2 miliardów euro, jest rentowna, zaawansowana technologicznie i ma w portfelu zamówienia o wartości 18 miliardów euro.
IPO nie przyniesie żadnych zysków, ponieważ ma charakter wydzielenia: Obecni akcjonariusze Thyssenkrupp mają otrzymać akcje TKMS w swoich portfelach w październiku. Prezes Stoczni, Oliver Burkhard, postrzega jednak rynek kapitałowy jako szansę: TKMS zyska dodatkowe możliwości finansowania i będzie mógł rozwijać się niezależnie. Na przykład akcje własne TKMS mogą posłużyć jako waluta do nabywania udziałów w innych spółkach.
Te spekulacje z pewnością przykuły uwagę niemieckiego rządu. Burkhard nie jest jedynym, który postrzega swoją stocznię jako „element przełomu w polityce bezpieczeństwa”. Kto więc mógłby chcieć się zaangażować, gdy akcje TKMS trafią na rynek? I czy Thyssenkrupp utrzyma kontrolę na stałe? Ze względu na delikatny charakter sprawy, IG Metall pilnie domaga się udziału państwa. Ułatwiłoby to również uzyskanie gwarancji finansowania – ważnego czynnika w działalności stoczniowej.
Jednak ani zarząd, ani nowy rząd federalny nie byli tym faktem entuzjastycznie nastawieni. Zamiast tego, na początku lipca podpisali oni kluczowe porozumienie, które wciąż czeka na finalizację. Zgodnie z tym porozumieniem rząd federalny ma otrzymać miejsce w radzie nadzorczej TKMS oraz inne specjalne uprawnienia.
Na walnym zgromadzeniu nie brakowało głosów krytycznych, mimo że większość popierająca plan IPO nigdy nie miała wątpliwości. Firma staje się coraz bardziej złożona, a wielu inwestorów obawia się wpływu Fundacji Kruppa jeszcze bardziej niż rządu.
Jako 20-procentowy udziałowiec spółki dominującej, w opinii wielu osób, prezentowała się fatalnie. Teraz będzie również posiadać ponad 10-procentowy udział w TKMS i zasiądzie w radzie nadzorczej. Jeden z przedstawicieli akcjonariuszy nie był z tego faktu zadowolony: „Dział morski zasługuje na most z wizją”.
rnd