Czy spotkania pierwszych ministrów znów są fajne?
Kiedy Mark Carney spotka się z premierami w Huntsville w Ontario we wtorek, będzie to już trzecie spotkanie twarzą w twarz w ciągu czterech miesięcy. Wracając do schyłku urzędowania Justina Trudeau, pierwsi ministrowie Kanady spotkali się w tym roku już cztery razy.
To, jak na współczesne standardy, niezwykle dużo czasu, by premier i premierzy mogli spędzać ze sobą czas. W ciągu ostatnich 35 lat takie spotkania były na ogół rzadkie, a wręcz świadomie unikane.
Możliwe jednak, że dzień pierwszej konferencji ministrów nadszedł (ponownie). Po latach względnego rozdźwięku przywódcy Kanady mogą potrzebować ponownego spotkania, nie tylko dla własnego dobra, ale i dla wzmocnienia kraju, który stoi w obliczu nowych zagrożeń i nowej ery niestabilności.
Po szoku wywołanym pandemią, a teraz, w obliczu głębokich perturbacji spowodowanych prezydenturą Trumpa i pojawienia się nowych wewnętrznych zagrożeń dla federacji Kanady , pojawiły się apele o zacieśnienie relacji między rządem federalnym a rządami prowincji. Konkretnie rzecz biorąc, mogłoby to obejmować przywrócenie szczytów, które kiedyś były powszechne.

„Potrzebujemy reform systemowych, które będą budować zaufanie, a nie tylko transakcje” – napisał w maju Jared Wesley, politolog z Uniwersytetu Alberty. „Oznacza to przywrócenie rutynowych, opartych na regułach relacji międzyrządowych, w których liderzy wiedzą, że będą się regularnie spotykać, w ramach wspólnych planów, z wbudowaną w proces rozliczalnością.
„Najpierw trzeba zorganizować spotkania pierwszych ministrów i zmienić ich charakter z okazjonalnych wydarzeń na coroczne spotkania z ustalonymi wspólnie priorytetami”.
W poprzednich epokach nie byłoby to niczym niezwykłym.
Wzlot i upadek spotkania pierwszych ministrówWedług zestawienia sporządzonego przez Alasdaira Robertsa, kanadyjskiego profesora polityki publicznej na Uniwersytecie Massachusetts w Amherst, premierzy i ministrowie spotkali się 25 razy w okresie wzmożonej aktywności powojennej, od 1945 do 1970 roku. Następnie spotkali się 31 razy w latach 1971–1992, a okres ten charakteryzował się burzliwymi negocjacjami dotyczącymi konstytucji.
Jednak, jak dokumentuje Roberts w „The Adaptable Country” , swoim traktacie z 2024 roku o potrzebie reform instytucjonalnych w Kanadzie, napięte i wyczerpujące negocjacje lat 70. i 80. nadały takim spotkaniom złą sławę. W rezultacie następowali kolejni premierzy, którzy – zarówno osobiście, jak i politycznie – nie byli skłonni do spotkań z premierami w grupie.
Jean Chrétien spotkał się z premierami zaledwie cztery razy w ciągu 10 lat. Stephen Harper również zwołał pierwszych ministrów zaledwie cztery razy, z czego dwa razy na kolacji. Trudeau objął urząd, obiecując coroczne spotkania, ale ostatecznie zwołał ich zaledwie kilka (choć w czasie pandemii regularnie prowadził wideorozmowy z premierami).

To, że różne szczeble władzy powinny komunikować się i współpracować w jak najszerszym zakresie, szczególnie w zdecentralizowanej federacji, takiej jak Kanada, może wydawać się dość oczywiste. Jednak w Ottawie przyjęło się przekonanie, że – przynajmniej w przypadku premierów – należy unikać spotkań z premierami jako grupą.
Wychodzi się z założenia, że premier, który chce realizować inicjatywę wymagającą zgody prowincji, lepiej zrobi, jeśli będzie dyktował warunki i negocjował z rządami prowincji indywidualnie — tak jak zrobił to na przykład rząd Trudeau w kwestii opieki nad dziećmi, opieki zdrowotnej i programów żywienia w szkołach.
Tymczasem wobec braku regularnych spotkań premierzy zadowalali się półregularnymi żądaniami, aby premier spotykał się z nimi w celu omówienia pewnych skarg dotyczących polityki federalnej lub żądań dotyczących funduszy federalnych – wzmacniając w ten sposób powszechnie przyjętą opinię, że lepiej byłoby, gdyby premier ich unikał.
Czy potrzebujemy corocznego szczytu Kanady?W książce The Adaptable Country Roberts wskazuje trzy cele szczytów, takich jak konferencje pierwszych ministrów.
Po pierwsze, i co najważniejsze, takie spotkania mogą prowadzić do porozumień politycznych. Jednak, jak pisze Roberts, „równie ważny jest cel okazania solidarności”.
„Przywódcy spotykają się, aby pokazać światu, że są zaangażowani w sojusz, nawet jeśli mają poważne różnice zdań, a także po to, aby pokazać, że potrafią rozmawiać o tych różnicach w sposób kulturalny” – pisze.
Podobnie, spotkania takie mogą również pozwolić na wymianę informacji i poglądów, lepsze zrozumienie i promowanie skoordynowanych działań.
W obliczu długiej i burzliwej historii konfliktów między rządem federalnym a prowincjami w Kanadzie – tradycji tak starej jak sam kraj – takie oczekiwania wobec spotkań pierwszych ministrów mogą wydawać się optymistyczne. Jednak argumentując za corocznym spotkaniem pierwszych ministrów, Roberts powołuje się na przykład G7 . I choć przyszłość tego gremium jest ostatnio kwestionowana , sam Carney bronił wartości tych spotkań, kończąc tegoroczny szczyt w Kananaskis w Albercie w zeszłym miesiącu.
„W czasach, gdy multilateralizm jest poddawany tak wielkiej presji… to, że się zjednoczyliśmy, że osiągnęliśmy porozumienie w wielu kwestiach… to jest ważne, to jest cenne” – powiedział premier.
Jeśli świat korzysta z takich spotkań — które odbywają się co roku od 1975 r., z wyjątkiem 2020 r. — czy Kanada nie mogłaby skorzystać ze swoich regularnych szczytów?
Gdyby konferencje pierwszych ministrów zaczęły być kojarzone z zaciętością, mogłoby to mieć wiele wspólnego z tematem – a mianowicie Konstytucją. I choć unikanie takich spotkań mogło być politycznie korzystne dla premiera, w dzisiejszych czasach może być mniej swobody w dążeniu do doraźnych korzyści.
Fakt, że Carney spotkał się z premierami osobiście już trzy razy, może sugerować, że jest bardziej skłonny do pracy w trakcie tego typu spotkań. Jednak wszystkie te spotkania były motywowane potrzebą reakcji na pilny kryzys – cła nałożone przez prezydenta USA.
Roberts wyobraża sobie coroczny szczyt – z udziałem przywódców rdzennej ludności – który nie skupiałby się na wypracowywaniu porozumień dotyczących konkretnych inicjatyw, ale, podobnie jak szczyt G7, miałby szerszy zakres. Pomogłoby to w prowadzeniu i ukierunkowaniu długoterminowej dyskusji na temat kierunku, w jakim zmierza kraj w czasach niesamowitych zmian (inną opcją byłaby komisja królewska). Kanada nie stoi bowiem obecnie w obliczu kryzysu krótkoterminowego – a Roberts obawia się, że rząd Carneya nadal postrzega obecną sytuację Kanady jako tymczasowe wyzwanie.
„Potrzebujemy rozmowy, która pozwoli nam, na ile to możliwe, na jednomyślność wszystkich co do tego, jak kraj będzie wyglądał za pokolenie” – mówi. „Nie myślę o tym szczycie Kanady jako o mechanizmie wypracowania jakiegoś porozumienia w sprawie, no wiesz, międzyprowincjonalnych barier handlowych. Mówię o nim jako o wydarzeniu planistycznym, czymś o skali i powadze G7, ponieważ skupi to uwagę całego kraju na długoterminowych priorytetach”.
Nie brakuje teraz ważnych i poważnych spraw do omówienia i rozwiązania. A w tym celu przywódcy narodu mogliby zrobić coś dobrego sobie – i całemu krajowi – po prostu regularnie zasiadając przy stole i rozmawiając o tym.
cbc.ca