W swojej drugiej kadencji Trump próbuje narzucić swoją wolę triasowi politycznemu

Na początku tego roku Donald Trump był nadal niezwykle zadowolony z danych o zatrudnieniu publikowanych co miesiąc przez Biuro Statystyki Pracy (BLS). Dane z lutego, pierwszego pełnego miesiąca prezydentury, skłoniły go do stwierdzenia: „stworzyliśmy wszystkie te miejsca pracy – i dopiero zaczynamy”. Miesiąc później Biały Dom przyjął z zadowoleniem marcowy raport o zatrudnieniu, twierdząc, że „rozbija on oczekiwania… w obliczu nadejścia Złotej Ery Ameryki”. W maju BLS „udowodniło”, że gospodarka „ożywia się”, a w czerwcu Trump nazwał go „wspaniałym raportem o zatrudnieniu”.
W zeszły weekend aprobata nagle przerodziła się w nieufność. Trump zwolnił Erikę McEntarfer, wysoko postawioną urzędniczkę, ze stanowiska szefowej Biura Statystycznego, zarzucając jej „manipulację” danymi. Dane za lipiec okazały się rozczarowujące, a dane za poprzednie miesiące zostały skorygowane w dół. Była to typowa korekta, ale Trump zasugerował motyw polityczny: „Chcą, żebym i Republikanie wypadli źle”. Dla porządku dodam, że McEntarfer została nominowana przez poprzednika Trumpa, Bidena, ale uzyskała szerokie poparcie obu partii.
Jej dymisja wpisuje się w szerszy atak Trumpa na aparat federalny. Projekt 2025 , konserwatywny dokument programowy, stanowiący plan jego drugiej kadencji, postuluje „rozprawienie się z państwem służby cywilnej za pomocą kuli do burzenia”. Z każdą zmianą władzy w Waszyngtonie, około czterech tysięcy urzędników najwyższego szczebla jest zastępowanych przez nową partię rządzącą. Projekt 2025 proponuje również zastąpienie dziesiątek tysięcy urzędników średniego szczebla lojalistami.
Ten drastyczny środek ma zapobiec powtórzeniu się sytuacji z pierwszej kadencji prezydenckiej Trumpa (2017-2021), podczas której spotkał się on ze sprzeciwem ze strony najwyższych rangą urzędników, dowództwa wojskowego, prawników i służb bezpieczeństwa. Tak funkcjonuje zdrowy aparat państwowy, ale Trump był świadkiem sabotażu ze strony tzw. państwa głębokiego. W tej drugiej kadencji próbuje narzucić swoją wolę całemu trias politica ; nie może tolerować żadnej opozycji.
Od czasu jego powrotu do władzy, biurokracja Waszyngtonu jest nieustannie zastraszana, gnębiona i straszona masowymi zwolnieniami, czystkami politycznymi i drastycznymi cięciami budżetowymi. Szkody wyrządzone przez tę kampanię oszczędnościową wykraczają daleko poza dziesiątki tysięcy zwolnionych urzędników. Od młodych talentów, którzy wyobrażali sobie zupełnie inną karierę w administracji, po weteranów z wieloletnim doświadczeniem w tej dziedzinie – to właśnie najlepsi urzędnicy państwowi odchodzą teraz dobrowolnie.
Kraje autorytarne znane są z dużego sceptycyzmu wobec swoich statystyk. Jednak w Stanach Zjednoczonych oficjalne dane były sporządzane apolitycznie – przynajmniej do tej pory. Teraz inwestorzy i inni uczestnicy rynku w USA również muszą wziąć pod uwagę, że statystyki i inne dane nie odzwierciedlają już prawdy.
Sam Trump postrzega takie dane jako broń polityczną, co było już widoczne podczas jego kampanii wyborczych. Na przykład, raporty o zatrudnieniu z 2016 i 2024 roku, kiedy zawierały dobre wieści (a Demokraci sprawowali władzę w Białym Domu), nazwał „fałszywymi” i „zmanipulowanymi”. Czy Trump, jako prezydent, będzie teraz żądał optymistycznych statystyk w okresie poprzedzającym wybory do Kongresu w 2026 roku? Czy też urzędnicy – teraz zastraszeni i potulni – sami je przemilczą?
Interwencja Trumpa w BLS to zatem coś więcej niż tylko wyraz niezadowolenia z postawy przywódcy, który nie toleruje niepożądanych wiadomości ani sprzeciwu. Swoją interwencją Trump dodatkowo nadszarpuje międzynarodową reputację Stanów Zjednoczonych. Stany Zjednoczone są już pod presją jego ataków na praworządność, nacisków na prezesa Rezerwy Federalnej Jerome'a Powella, aby obniżył stopy procentowe, oraz jego zygzakowatej polityki handlowej. Ta nieufność znajduje odzwierciedlenie w malejącym popycie na długoterminowe obligacje rządowe i osłabieniu dolara.
Amerykańska waluta i dług publiczny pozostaną fundamentem globalnego systemu finansowego w dającej się przewidzieć przyszłości. Stały się nim jednak, ponieważ Stany Zjednoczone mogły być postrzegane jako kraj wiarygodny i wiarygodny kredytowo. Trump szybko wzmacnia swoją potęgę gospodarczą, militarną i geopolityczną, którą kraj budował przez ostatnie stulecie, aby zyskać lojalność wszystkich. Po tym, jak elitarne uniwersytety, kancelarie prawne i firmy medialne już ugięły się przed nim w kraju, zachodni partnerzy handlowi, tacy jak sojusznicy z UE i NATO, również uginają się pod ciężarem Trumpa.
Taka kapitulacja wobec szantażu może wydawać się najgorszą opcją, ale wzmocni również autokratyczną politykę prezydenta. Tymczasem szkody, jakie wyrządza, są trwałe: głęboko upolityczniony i mniej sprawny rząd. Długo po Trumpie świat nie będzie mógł ufać Stanom Zjednoczonym tak bardzo jak kiedyś.
nrc.nl