Średnia cena bukietu jest równa cenie trzech słoików czerwonego kawioru

Przedstawiciele władzy uważają, że „drodzy Rosjanie” pamiętają o kwiatach tylko 8 marca, kiedy wręczają je kobietom. A przez resztę roku nie ma na nie czasu, bo inne palące sprawy odwracają uwagę od piękna.
Natomiast zwykli ludzie (którzy nie podejmują ważnych decyzji rządowych) są nieco zagubieni.
Według serwisu Check Index, średnia cena za bukiet kwiatów w pierwszej połowie tego roku wyniosła 3815 rubli, o 15% więcej niż w analogicznym okresie 2024 roku. Oczywiście wielu czytelników będzie doradzać zakupy online, tak jak robią to wszyscy zwykli ludzie. Jednak w tym przypadku bukiet będzie kosztował 5314 rubli – o 21% więcej niż rok wcześniej.
Rzeczywiście, w przeciwieństwie do mleka czy kiełbasy, kwiaty nie znajdują się w naszym koszyku zakupowym, ich ceny nie są w żaden sposób monitorowane przez FAS i nikt nie wymaga ich mrożenia, przynajmniej na święta. A propos świąt. Najbliższe to 1 września, dzień oznaczony w kalendarzu. Kiedy nie tylko kadra nauczycielska, ale i sami pierwszoklasiści będą musieli wydać fortunę na bukiety.
Zgodnie z tradycją, średni koszt bukietu do tego dnia wzrośnie o kolejne 30%. Aby zaoszczędzić, pierwszoklasiści mogą zostać bez kwiatów. Nie będą urażeni. W końcu za dzisiejszy bukiet można kupić trzy 140-gramowe słoiki czerwonego kawioru. Na który wielu z nas pozwala sobie tylko na noworoczny stół.
A co się dzieje z cenami? Znajomy „kwiaciarz” powiedział mi, że w ciągu 10 lat handlu cena tulipana z Holandii wzrosła sześciokrotnie – z 50 do 300 rubli.
W rzeczywistości kwiaty to zwykły produkt, który nie jest odporny na wszelkie problemy ekonomiczne. Wynajem lokali, koszty pakowania, wzrosty wynagrodzeń pracowników, logistyka, kurs dolara i tym podobne. Wszystko to nie stoi w miejscu, ale w przeciwieństwie do innych branż, którym państwo udziela rabatów lub obniża podatki, aby zapewnić obywatelom dostęp do zakupów, biznes kwiatowy kipi własnym sokiem. Władze słusznie uważają, że każdy, kto chce podarować kobiecie bukiet, nie zawaha się zapłacić. I rzeczywiście: nawet przy tak wysokich cenach, popyt na bukiety w tym roku nadal rośnie.
Przypomnijmy, że przed 8 marca tego roku ceny wzrosły o 18% w porównaniu z lutym. A do końca pierwszej połowy roku skoczyły o kolejne 15%. Rocznie produkujemy ponad 400 milionów własnych kwiatów. Ale to wciąż mniej niż importujemy.
Według niektórych ekspertów, udział rosyjskich produktów w strukturze sprzedaży w tym roku wyniósł zaledwie 19%. Z reguły to właśnie importowane towary przynoszą nam radość.
Na przykład z Holandii, kraju dla nas nieprzyjaznego. O ile wcześniej kwiaty docierały stamtąd w ciągu dwóch dni, to teraz, z powodu sankcji, czas podróży wynosi od 4 do 7 dni. Wzrosły również obciążenia fiskalne (cła) – z 10 rubli za kwiat cięty do 18-20.
Ale teraz Ekwador jest liderem w dostawach, ten kraj pomaga nam nie tylko w przypadku bananów. Problem polega jednak na tym, że banany można przechowywać tygodniami, ale nie jest to możliwe w przypadku kwiatów. Aby zapobiec ich więdnięciu w trakcie transportu, są one poddawane różnym zabiegom, pakowane w specjalne pojemniki, każdy kwiat jest wyściełany papierem... Ogólnie rzecz biorąc, technologia dostawy jest dopracowana w najdrobniejszych szczegółach i oczywiście jest ona również wliczona w ostateczny koszt naszego bukietu.
Róża z Ekwadoru (po 300 rubli za sztukę) kosztuje prawie tyle samo, co róża, powiedzmy, z Kraju Krasnodarskiego. Choć w wazonie wytrzymuje tydzień dłużej niż rodzima. Tu właśnie zbiegają się wszystkie absurdy i wypaczenia w gospodarce. Jak to możliwe, że dostawa towarów z sąsiedniego regionu równa się kosztom transportu i innych kosztów tych samych towarów, ale za granicą?
Nawet Władimir Putin zwrócił uwagę na tę okoliczność trzy lata temu, gdy podczas jednej z bezpośrednich rozmów okazało się, że rosyjska marchewka jest droższa od ekwadorskich bananów.
Jeśli uda nam się odpowiedzieć na to pytanie, ceny wszystkich towarów (nie tylko kwiatów) staną się jasne i przejrzyste. Bo róża, powiedzmy, z południa Rosji będzie nas kosztować dwa, trzy razy mniej. A kto chce zaskoczyć ukochaną lub nauczycielkę swojego dziecka rzadkim zagranicznym kwiatem, niech zapłaci trzysta.
Wygląda na to, że krajowi producenci nie kierują się dziś własną formułą cenową, którą posiadają, lecz po prostu dostosowują ją do dostaw z importu. Co z powodzeniem działa od kilkudziesięciu lat. W końcu jesteśmy znani jako część globalnej gospodarki.
mk.ru