„Francja nie potrzebuje demokracji chrześcijańskiej, lecz inspiracji chrześcijaństwem”

Jako premier, François Bayrou znajduje się w samym sercu kryzysu we francuskim rządzie. Co więcej, jako założyciel partii Modem (Modem), jest historycznym spadkobiercą centrum, czyli demokracji chrześcijańskiej. Chociaż we Francji nigdy nie istniała partia polityczna nosząca nazwę „chrześcijańska” – a przynajmniej nie taka, która znajdowała się w centrum – to polityczne pozycjonowanie odegrało niezaprzeczalną rolę we francuskiej demokracji, od MRP po CDS. Jednak inspirowany katolicyzmem „centryzm” miał sens tylko wtedy, gdy znajdował się pomiędzy liberalną, gaullistowską prawicą a socjaldemokratyczną, komunistyczną lewicą.
Upadek wszystkich tych nurtów myśli politycznej nie oszczędził chrześcijańskiej demokracji. Widać to wyraźnie we Włoszech, kraju, w którym narodziła się wraz z Donem Sturzo. To samo dotyczy Niemiec , gdzie CDU wciąż ma istotne znaczenie dla chrześcijaństwa. W obliczu wstrząsów ustroju demokratycznego i liberalnego w ostatnich dekadach, koniec chrześcijańskiej demokracji jest ostatecznie tylko jedną z wersji globalnego kryzysu politycznego w Europie i, szerzej, na Zachodzie.
Niemniej jednak należy zadać fundamentalne pytanie: czy naród może być rządzony bez koncepcji polityki, filozoficznej czy duchowej? Nie ma sensu zwlekać. Odpowiedź brzmi: nie. Działania polityczne bez zasobów filozoficznych czy duchowych są skazane na brak całościowej perspektywy dla kraju, którym przywódcy polityczni chcą rządzić. Bez tej perspektywy działania polityczne nie mogą być zrównoważone.
Jednakże, jak widzimy w obecnym kryzysie instytucjonalnym, nie ma nic bardziej przygnębiającego dla narodu niż brak zrównoważonych rządów . Rezultatem jest obojętność obywatelska, by nie rzec depresja, a co gorsza, przemoc manifestująca się na ulicach, oznaka głębokiego upadku moralności demokratycznej. Brak niekwestionowanej większości sprawia, że rząd François Bayrou znajduje się właśnie w takiej sytuacji: unosi się w powietrzu powiew końca Czwartej Republiki, dodatkowo wzmacniany przez partie polityczne, które coraz bardziej przypominają start-upy regularnie zmieniające nazwy lub mające jedynie pozory ciągłości. To wiele mówi o narastającej nieistotności polityki i demokracji.
W tym chaotycznym i niebezpiecznym kontekście chrześcijaństwo ma wszystkie karty w ręku — nie po to, by monopolizować sens życia politycznego , ale by tchnąć w nie nadzieję, to znaczy nadać działaniom politycznym trwały sens; by nadać znaczenie nie nieokreślonego „kolektywu”, ale wspólnego ciała politycznego ożywionego wspólną historią, w tym jej podziałami; by nadać znaczenie osoby, która nie jest tylko jednostką obdarzoną prawami, by nadać znaczenie uniwersalizmu, to znaczy wspólnej ludzkości skoordynowanej z przynależnością do narodu (wspólnego domu wszystkich, którzy dzielą jego język i kulturę lub którzy niczego bardziej nie pragną niż być z nim związani); by nadać znaczenie solidarności, a jeszcze bardziej braterstwa, dzięki któremu naród może stanowić „my”, a nie prosty konglomerat jednostek. ; w tym celu wdrożyć politykę edukacyjną zapewniającą przekazywanie podstawowej wiedzy.
Naród jest godny tego miana tylko wtedy, gdy potrafi przekazać swoją historię, kulturę, zasady i wartości młodzieży i tym, którzy nie urodzili się na jego ziemi; przeorganizować politykę międzynarodową, która przyczyni się do wpływu naszego kraju, nie tylko dla jego osobistej chwały, ale także po to, by Ziemia stała się naszym wspólnym domem. Wreszcie, konkretna troska o poszanowanie natury oznacza pamiętanie, że człowiek i natura (Stworzenie) nie istnieją bez siebie.
To wszystko są fundamentalne wyzwania, dla których chrześcijaństwo dysponuje intelektualnymi i duchowymi zasobami, które powinny inspirować politykę. Czy zatem powinniśmy identyfikować je pod nazwą „demokracji chrześcijańskiej”? Nie sądzę. Nie żyjemy już w czasach Marca Sangniera i Emmanuela Mouniera. Francja i Europa nie potrzebują aż tak bardzo demokracji chrześcijańskiej. Sprowadziłaby ona jedynie chrześcijaństwo do wyznaniowej orientacji politycznej. Z drugiej strony, Kościół jest w pełni upoważniony do oferowania obywatelskich zasobów chrześcijaństwa. Co więcej, wszyscy, którzy nie utożsamiają się z wiarą chrześcijańską, mogą utożsamić się z wyzwaniami, z których każde zmierza ku naczelnej idei dobra wspólnego. Tego właśnie potrzebuje każdy rząd, aby być prawowitym w oczach suwerennego ludu.
La Croıx