Amy Coney Barrett w swojej nowej książce w jakiś sposób pomyliła prawo i Biblię


Zapisz się na Slatest, aby codziennie otrzymywać na skrzynkę pocztową najciekawsze analizy, krytykę i porady.
Nowa książka sędzi Sądu Najwyższego Amy Coney Barrett, „Listening to the Law” , której fragment ukazał się w środę w „Free Press” , zawiera rozważania na temat króla Salomona. Barrett uważa, że biblijny wyrok króla w sprawie dwóch matek walczących o opiekę nad dzieckiem może wyjaśnić różnicę między „czynieniem sprawiedliwości” a stosowaniem prawa, przy czym to drugie jest, według Barrett, właściwą rolą amerykańskiego sędziego. Co zaskakujące, sędzia myli zarówno Biblię, jak i system prawny.
Sąd Salomona, opisany w 3. rozdziale Pierwszej Księgi Królewskiej , jest jedną z najbardziej znanych historii w Piśmie Hebrajskim. Jak opisuje to Barrett, Salomon „słynnie pośredniczył w sporze między dwiema kobietami, które rościły sobie prawa do tego samego dziecka”, proponując „podzielenie dziecka na pół, zakładając, że prawdziwa matka odda je, byle tylko nie patrzeć, jak umiera”.
Dla Barretta „mądrość Salomona pochodziła z jego wnętrza”, a nie ze „źródeł takich jak prawa uchwalone przez legislaturę czy precedensy ustanowione przez innych sędziów”. Jego autorytet „ograniczał się jedynie do jego własnego osądu”. W przeciwieństwie do tego, jak twierdzi Barrett, amerykańscy sędziowie, w tym sędziowie Sądu Najwyższego, muszą stosować zasady zawarte „w Konstytucji i ustawodawstwie”, bez względu na swoje osobiste wartości, niezależnie od tego, jak bardzo salomonowe mogą się one wydawać.
To poważne błędne zinterpretowanie tej historii. Salomon nie wydawał osądu moralnego ani nie stosował własnego rozumienia dobra i zła. Zamiast tego, doszedł do czysto faktycznego wniosku, ściśle przestrzegając prawa.
Czystą zasadą prawną w tym sporze, od której Salomon nigdy nie odstąpił, było to, że prawowita matka musi otrzymać opiekę nad dzieckiem. Można by to nazwać biblijnym prawem zwyczajowym, regułą niepodważalną. Zatem Salomon nigdy nie brał pod uwagę dobra dziecka ani zdolności wychowawczych kobiet. Nie oparł swojego orzeczenia na „wrodzonej mądrości ani boskim natchnieniu”. W świetle prawa liczyło się jedynie faktyczne rodzicielstwo.
Jedynym celem Salomona było ustalenie, która kobieta była prawdziwą matką, a która matką innego chłopca, tego, który już nie żył – jego celem nie było powoływanie się na jego osobiste pojęcie sprawiedliwości. Jak opowiadał: „Jedna mówi: »To mój syn, ten żywy, a ten zmarły jest twój«; a druga mówi: »Nie, ten zmarły jest twój, a mój jest żywy«”.
Salomon wymyślił wtedy, jak zdemaskować kłamcę. Jego groźba podzielenia dziecka była testem wiarygodności, odpowiednikiem przesłuchania krzyżowego o wysokiej stawce. Mogło to być blefem. Natychmiastowym sprzeciwem prawdziwej matki były dowody z zachowania, które pozwoliły Salomonowi wydać trafny werdykt, zgodny z prawem.
„Jeśli sędzia działa jak Solomon”, pisze Barrett, „wszystko zależy od zestawu przekonań, które wnosi do sądu”. To opisowo błędne stwierdzenie. Przekonania Solomona nie miały żadnego wpływu na jego wyrok, poza przekonaniem, że został wezwany do przyznania opieki nad dzieckiem matce dziecka.
Rozczarowujące, choć nie zaskakujące, jest to, że Barrett nie dostrzega roli Solomona jako osoby ustalającej fakty. Poza trzema latami pracy jako współpracowniczka w kancelarii prawnej, całą swoją karierę spędziła w środowisku akademickim lub sądach apelacyjnych. Jest całkiem możliwe, że nigdy nie przesłuchała świadka na rozprawie.
Jednakże dokładne ustalenie faktów jest niezbędnym pierwszym krokiem w każdym systemie sądowniczym, procesem, o którym sędzia w ogóle nie wspomina. Sędziowie Sonia Sotomayor, była prokurator, i Ketanji Brown Jackson, były obrońca z urzędu, nie popełniliby tego samego błędu. Ich wieloletnie doświadczenie w sądach pierwszej instancji z pewnością nauczyło ich, że sprawiedliwość to coś więcej niż tylko przegląd akt apelacyjnych. Barrett wychwala obowiązek sędziego, by „rozstrzygać spory zgodnie z podstawowymi zasadami ustalonymi przez lud”, ale odpowiedzialność ta jest bez znaczenia w przypadku braku wiarygodnych dowodów.
Sama Biblia uznaje, że istotą mądrości Salomona była jego zdolność do odnajdywania prawdy. W noc poprzedzającą wysłuchanie słów dwóch kobiet, król modlił się o „rozumny umysł”, by sądzić lud, a Pan w odpowiedzi obdarzył go „rozsądkiem w wymierzaniu sprawiedliwości”.
To właśnie te cechy – zrozumienie i rozeznanie – Salomon wykorzystał w sprawie kobiet. Wbrew relacji Barretta, jego orzeczenie było ograniczone zarówno prawem, jak i faktami, a nie jedynie „jego własnym osądem”.
Barrett błędnie interpretuje króla Salomona jako strategiczną przeciwwagę dla jej wyidealizowanego amerykańskiego sędziego, który najwyraźniej nigdy nie musi martwić się o fakty. Podobnie jak jej mentor, nieżyjący sędzia Antonin Scalia, Barrett twierdzi, że jest surową tekstualistką. Niepokojące jest zatem to, że nawet Biblia nie jest święta, gdy chce ona coś udowodnić.
