Rażąca, rasistowska opinia Bretta Kavanaugha ma ogromne znaczenie


Niniejszy artykuł został przedrukowany we współpracy z Balls and Strikes .
Na początku tego tygodnia Sąd Najwyższy wydał jednostronicowy nakaz , który dał zielone światło federalnym funkcjonariuszom imigracyjnym na stosowanie jawnego profilowania rasowego podczas zbrojnych nalotów w rejonie Los Angeles. Sąd niższej instancji tymczasowo zakazał ICE zatrzymywania osób wyłącznie na podstawie takich kryteriów, jak „mówią po hiszpańsku” lub „są robotnikami dorywczymi czekającymi rano przed Home Depot”. Blokując ten nakaz sądu niższej instancji, członkowie konserwatywnej większości kwalifikowanej w sądzie po raz kolejny wykorzystali procedurę „sprawy cieni”, aby spełnić wszystkie żądania swojego ukochanego prezydenta. Tylko trzech liberałów zgłosiło swój sprzeciw.
„Nie powinniśmy żyć w kraju, w którym rząd może szesnastokrotnie skazać każdego, kto wygląda na Latynosów, mówi po hiszpańsku i wydaje się pracować za niskie wynagrodzenie” – napisała sędzia Sonia Sotomayor. Następnie opisała „upokorę” orzeczenia, które w praktyce wymaga od Latynosów posiadania wystarczającej liczby dokumentów, aby móc odpowiadać na pytania ku zadowoleniu zamaskowanych bandytów, którzy nie mogą przestać bić ludzi na kwaśne jabłko z byle powodu lub bez powodu. „Konstytucja nie zezwala na tworzenie takiego statusu obywatela drugiej kategorii” – powiedziała.
Jak to zwykle bywa w przypadku protrumpowskiego orzecznictwa w sprawie cieni tego sądu, większość nie wyjaśniła swojej decyzji. Ale jeden sędzia, Brett Kavanaugh, napisał opinię równoległą tylko dla siebie, która zawiera – i tu przepraszam za żargon prawniczy – jedne z najgłupszych bzdur, z jakimi kiedykolwiek się spotkałem w „US Reporter”. Na 10 stronach Kavanaugh mozolnie przedziera się przez losy analizy prawnej i faktycznej, która dla studenta drugiego roku prawa byłaby lekkim zażenowaniem, przeplatana udawanym zapałem kogoś, kogo jedyną wizją trudności jest utknięcie ekipy sprzątającej jego dom wakacyjny w korku. Szczerze zastanawiam się, czy żaden z pozostałych konserwatystów nie przyłączył się do tego, ponieważ, choć zgadzają się z ostatecznym rezultatem, żaden z nich nie chciał, aby jego nazwisko było publicznie kojarzone z tym bezwartościowym gniotem.
Po pierwsze, Kavanaugh powołuje się na orzeczenie sądu w sprawie Los Angeles przeciwko Lyons, argumentując, że powódki w tej sprawie – osoby aresztowane przez agentów imigracyjnych – prawdopodobnie nie mają legitymacji procesowej, ponieważ nie mogą udowodnić, że agenci prawdopodobnie zatrzymają je ponownie w tych samych okolicznościach. Sprawa Lyons z 1983 roku dotyczyła próby pozwu Adolpha Lyonsa za naruszenie jego praw gwarantowanych przez Czwartą Poprawkę do Konstytucji USA, po tym jak funkcjonariusze policji Los Angeles zatrzymali go za stłuczone tylne światło, kazali mu wysiąść z samochodu, a następnie zastosowali wobec niego duszenie, aż stracił przytomność. (Kiedy się ocknął, nadal dali mu mandat).
Sąd orzekł jednak, że Lyons, 24-letni czarnoskóry mężczyzna, nie mógł uzyskać nakazu sądowego zakazującego policji stosowania duszenia w przyszłości, ponieważ nie było dowodów na to, że miasto formalnie „upoważniło” funkcjonariuszy do stosowania duszenia w ramach egzekwowania drobnych wykroczeń drogowych. Większość sędziów uzasadniła dodatkowo wyrok, argumentując, że Lyons nie mógł wykazać, iż policjanci mogliby go w najbliższej przyszłości znaleźć, zatrzymać i zastosować – a konkretnie Adolpha Lyonsa – w tym samym, zagrażającym życiu duszeniu.
Można na chwilę pominąć absurdalność tej logiki, która w efekcie chroni brutalnych policjantów przed nawet skromnymi próbami wykorzystania systemu prawnego do ograniczenia brutalności policji. Jak zauważa Sotomayor w zdaniu odrębnym, sprawa Lyons dotyczyła funkcjonariuszy organów ścigania robiących rzeczy, których (rzekomo) nie powinni robić. Ta sprawa, cztery dekady później, dotyczy funkcjonariuszy organów ścigania wykonujących wyraźne rozkazy Stephena Millera, by ścigać osoby o brązowej karnacji i usuwać je z kraju wszelkimi możliwymi sposobami. Logika Kavanaugha nie tylko chroniłaby rząd przed odpowiedzialnością za nieuprawnione naruszenia praw człowieka przez jego funkcjonariuszy, ale także za nakazanie tym funkcjonariuszom bezkarnego naruszania tych praw.
W jakiś sposób dyskusja Kavanaugha o sprawie Lyons staje się coraz mniej spójna. Sąd w sprawie Lyons ponownie argumentował, że Adolph Lyons nie był narażony na ryzyko uduszenia do utraty przytomności przez funkcjonariuszy organów ścigania po raz drugi. Jednak, jak zauważa Sotomayor, w tym przypadku powódki prawdopodobnie zostaną ponownie zatrzymane, ponieważ dowody wskazują, że agenci imigracyjni wciąż wracają do tych samych miejsc w południowej Kalifornii, szukając osób o niejasnym latynoskim wyglądzie, aby wypełnić dzienne limity aresztowań. Dość podstawową lekcją z zajęć z pisania prawniczego na pierwszym roku jest to, że jeśli argumentujesz, powołując się na analogię do innej sprawy, a pobieżne spojrzenie na fakty jasno pokazuje, że dwie główne przesłanki tamtej sprawy czynią ją nieistotną dla tej, którą masz przed sobą, powinieneś ją odłożyć na bok i wrócić do kopalni Westlaw, aby znaleźć coś innego.
Następnie Kavanaugh przechodzi do analizy równoważenia szkód i sprawiedliwości – jego próba analizy, na tym wczesnym etapie postępowania, czy lepiej pozwolić rządowi na wdrożenie kwestionowanej polityki profilowania rasowego, czy tymczasowo ją zablokować, dopóki sprawa prawna nie przejdzie przez system sądowy. Dla Kavanaugha, który – co jest niezwykłym zbiegiem okoliczności – stał się bardziej entuzjastycznie nastawiony do nieograniczonej władzy wykonawczej od czasu objęcia urzędu przez Trumpa w styczniu, odpowiedź na to pytanie jest prosta: administracja Trumpa powinna móc działać dalej, twierdzi, ponieważ przeciwstawne interesy prawne osób bez dokumentów, które chcą „uniknąć aresztowania przez organy ścigania w celu przesłuchania”, nie są „szczególnie ważne”.
Po raz kolejny odłóżmy na bok niepokojąco swobodne autorytarne sympatie, które sędzia Sądu Najwyższego zaplątuje się w retoryczne węzły, by przeformułować bezczelne profilowanie rasowe jako praktykę akceptowalną konstytucyjnie, o ile niektórzy z jego adresatów przekroczyli ważność wizy. Ujmując zagrożone interesy prawne przede wszystkim w kontekście osób bez dokumentów, które próbują uniknąć policji , Kavanaugh pomija interesy milionów latynoskich obywateli USA i legalnych rezydentów, którzy nie chcą ryzykować zbiorowego pojmania w drodze do pracy przez brodatych zbirów z ICE, których tatuaże na przedramionach świadczą o głęboko zakorzenionej fascynacji mitologią nordycką. W jego mniemaniu nie ma większego zagrożenia dla porządku konstytucyjnego niż choćby tymczasowe ograniczenia możliwości republikańskiego prezydenta do ignorowania praw osób, których nie lubi.
Być może najgłupszą kwestią w opinii jest moment, gdy Kavanaugh, być może delikatnie zachęcony przez urzędnika, który w ciągu ostatnich 30 lat zapuścił się poza północno-zachodnią część Waszyngtonu, rozważa konsekwencje swojego rozumowania dla osób „legalnie przebywających w tym kraju”. Na szczęście, jak twierdzi Kavanaugh, nie mają oni powodu do obaw: „Przesłuchanie w takich okolicznościach jest zazwyczaj krótkie, a osoby te mogą zostać szybko zwolnione po wyjaśnieniu urzędnikom imigracyjnym, że są obywatelami USA lub legalnie przebywają w Stanach Zjednoczonych”.
Zapewnienia Kavanaugha, brzmiące jak lekko wypolerowany fragment policyjnego filmu instruktażowego nakazanego przez sąd, byłyby nowością dla Jasona Gavidii, obywatela USA i powoda w tej sprawie, który został zaatakowany przez uzbrojonych agentów imigracyjnych po tym, jak zawahał się, próbując przypomnieć sobie nazwę szpitala, w którym się urodził. Agenci pozwolili mu odejść dopiero po tym, jak Gavidia przedstawił mu dowód osobisty, którego nie oddali. Byłyby one również nowością dla Jorge Viramontesa, innego powoda będącego obywatelem USA, którego agenci przesłuchali cztery razy w ciągu dziewięciu dni, w pewnym momencie przetrzymując go w magazynie do czasu potwierdzenia jego obywatelstwa.
Jak pisze Sotomayor, inne naloty w Południowej Kalifornii wymagały „jeszcze większej siły i jeszcze mniejszej liczby pytań”. Jednak koszty wprowadzenia powszechnego standardu „pokaż mi swoje dokumenty” – zarówno dla imigrantów z dokumentami, jak i nielegalnych imigrantów oraz obywateli USA – najwyraźniej nie przyszły do głowy Brettowi Kavanaugh, ponieważ nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak to jest być celem takiego standardu.
Jak to często bywa w jego sprzecznych opiniach, kończy on fragmentem „dla pewności”, w którym bagatelizuje realne konsekwencje swojego wyboru, mając nadzieję uniknąć (jeszcze bardziej) wściekłych spojrzeń sąsiadów z Chevroleta Chase'a, którzy uważają go (z różnych powodów) za godnego pogardy i odrażającego. Twierdzi, że „dostrzega i w pełni docenia”, że „wielu (ale nie wszyscy)” imigrantów przybywa do Stanów Zjednoczonych, aby „zbudować lepsze życie dla siebie i swoich rodzin”, i wyraża współczucie dla tych, którzy czują się „w pewnym stopniu wprowadzeni w błąd” przez zmiany w amerykańskiej polityce imigracyjnej na przestrzeni dekad. Jednak, kontynuuje Kavanaugh, ponieważ przebywają tu nielegalnie, rząd ma prawo egzekwować wobec nich prawo; dla porównania, mówi, ich interes w unikaniu wykrycia „nie jest szczególnie znaczący”.
Ściśle rzecz biorąc, słuszne jest stwierdzenie, że Trump, jako prezydent, ma prerogatywę do egzekwowania prawa federalnego, w tym prawa imigracyjnego. Jednak ta prerogatywa nie jest absolutna; jak wszyscy prezydenci, Trump musi egzekwować prawo w ramach podstawowych ograniczeń nałożonych przez Konstytucję, która chroni zarówno osoby posiadające dokumenty, jak i nieposiadające dokumentów. Kavanaugh wydaje się niezdolny do zrozumienia, że zarządzenie sądu niższej instancji nie powstrzymało administracji Trumpa przed aresztowaniem osób nieposiadających dokumentów zgodnie z jej antyimigracyjną agendą. Zarządzenie po prostu powstrzymało administrację Trumpa przed zakładaniem, że osoby są nieposiadające dokumentów ze względu na ich wygląd, a następnie wrzucaniem ich na tył nieoznakowanego vana i wywożeniem.
W pewnym fragmencie komentarzy prawniczych pojawia się irytująco uporczywa narracja , że Kavanaugh należy do mniej reakcyjnego bloku konserwatywnej superwiększości, wraz z Prezesem Sądu Najwyższego Johnem Robertsem (którego Kavanaugh ubóstwia) i sędzią Amy Coney Barrett. Jednak w ostatnich miesiącach Kavanaugh wielokrotnie dawał do zrozumienia , że skłania się ku prawicy i obecnie ideologicznie jest bliżej sędziów Clarence'a Thomasa i Sama Alito niż kogokolwiek innego.
Wszystko w tej opinii – jej niezasłużone zaufanie, łatwowierna narracja, pochlebcze uwielbienie dla autorytetów – sugeruje, że proces ten postępuje jeszcze szybciej, niż myślałem. W pewnym momencie zestawia prezydentów, którzy priorytetowo traktują „surowe” egzekwowanie prawa imigracyjnego, z prezydentami, którzy stosują bardziej „laisser-faire”, co można odczytać jako tok myślenia człowieka, który pochłaniał wiele segmentów Fox News o „Demokratach otwartych granic”.
W ostatnich latach, gdy sąd zaczął wykorzystywać swój gabinet cieni do przepisywania prawa zgodnie z wolą konserwatystów, ja (i wielu innych) często krytykowaliśmy sędziów za to, że nie zadali sobie trudu przedstawienia swojej pracy. Decyzja Kavanaugha, by tym razem przedstawić opinię, doskonale ilustruje korzyści płynące z wybranego przez nich podejścia: jeśli nie jesteś w stanie logicznie się wytłumaczyć, być może rozsądniej jest w ogóle nie pisać.
