Trump chce, aby ten symboliczny gest przyniósł mu szacunek całego świata. Wszyscy prawdopodobnie będą się z niego śmiać.


Zapisz się na Slatest, aby codziennie otrzymywać na skrzynkę pocztową najciekawsze analizy, krytykę i porady.
Pierwszą rzeczą, jaką należy powiedzieć o zarządzeniu prezydenta Donalda Trumpa zmieniającym nazwę „Departamentu Obrony” na „Departament Wojny ”, jest to, że ma ono charakter czysto performatywny i niczego nie zmieni, poza ewentualnie zaciśniętymi szczękami Pete'a Hegsetha. (Kiedy Trump ogłosił nową nazwę, były prezenter Fox News i major Gwardii Narodowej napisał o niej na Twitterze z entuzjazmem, wielkimi literami).
Nie oznacza to, że ta zmiana nie jest niepokojąca. Odzwierciedla ona powierzchownie prowokacyjne podejście do polityki światowej ( powierzchowne lub prowokacyjne byłoby wystarczająco złe, ale powierzchowne prowokowanie jest niebezpieczne). Jest to zastanawiająco sprzeczne z własnymi staraniami Trumpa, by kreować się na mediatora. A w swoim rzekomym dążeniu do przywrócenia Ameryce potęgi, Trump całkowicie błędnie interpretuje historię.
Najpierw zajmijmy się historią. Trump po raz pierwszy zasugerował zmianę nazwy w Pentagonie w zeszłym miesiącu, mówiąc reporterom , że kiedy „wygraliśmy I, II wojnę światową, nazywało się to Departamentem Wojny. … Mieliśmy niewiarygodną historię zwycięstw, kiedy nazywało się Departament Wojny. Potem zmieniliśmy to na Departament Obrony. … Będziemy musieli wrócić”. Dodał, że brzmi to „jak lepsza nazwa”.
Czy to możliwe, że Trump naprawdę wierzy, że (rzekomo) przestaliśmy wygrywać wojny – remis w Korei, przegraną w Wietnamie itd. – ponieważ federalny departament odpowiedzialny za armię zmienił nazwę z „Wojna” na „Obrona”? Zwycięstwo wymaga nie tylko „obrony”, ale i „ataku”, powiedział – jakby armia amerykańska nie przechodziła do ofensywy, w taki czy inny sposób, niemal bez przerwy od II wojny światowej.
Co więcej, dawny Departament Wojny nigdy nie był tym, za co zdaje się go uważać Trump. George Washington utworzył go w 1789 roku, ale Marynarka Wojenna oddzieliła się od niego i utworzyła własny departament, niezależny od Armii, w 1798 roku. Siły Powietrzne zrobiły to samo w 1947 roku, po ogromnych postępach w II wojnie światowej.
W 1947 roku prezydent Harry Truman podpisał ustawę o bezpieczeństwie narodowym (National Security Act), która między innymi skonsolidowała wszystkie rodzaje sił zbrojnych w Narodowym Instytucie Wojskowym (National Military Establishment), nadzorowanym przez cywilnego sekretarza obrony. W 1949 roku, po tym jak ktoś zorientował się, że akronim ten brzmi jak „wróg” wymawiany na głos, NME zostało włączone do Departamentu Obrony.
Zarówno w NME, jak i w Departamencie Obrony, zadaniem sekretarza obrony było „bycie głównym asystentem prezydenta we wszystkich sprawach związanych z bezpieczeństwem narodowym ” (kursywa dodana). Innymi słowy, urzędnik kierujący departamentem nie miał doradzać wyłącznie w sprawach wojskowych. Połączeni Szefowie Sztabów zostali wyznaczeni na „głównych doradców wojskowych prezydenta i sekretarza obrony”. (Sekretarz nie potrzebowałby „doradców wojskowych”, gdyby jego jedynym zadaniem było udzielanie porad wojskowych).
Jak napisał Steven Rearden w swojej autorytatywnej książce History of the Office of the Secretary of Defense: The Formative Years, 1947–1950 , „być może pierwszym osiągnięciem Ustawy o bezpieczeństwie narodowym było uznanie, że wojsko odgrywa istotną rolę w rozwoju polityki narodowej zarówno w czasie pokoju, jak i wojny”.
Jest to jeszcze bardziej oczywiste dzisiaj, zważywszy na ścisłe powiązanie kwestii wojskowych, ekonomicznych, środowiskowych i technologicznych we wszystkich aspektach bezpieczeństwa. W tym sensie obsesja Hegsetha na punkcie „etosu wojownika” jest niebezpiecznie wąska. (Jego obsesja na tym punkcie jest również nieco performatywna; powołuje się na nią, aby usprawiedliwić swoją kampanię przeciwko „przebudzeniu” w wojsku, podczas gdy w praktyce było to pretekstem do zwalniania wysokich rangą oficerów czarnoskórych i kobiet ).
Co reszta świata – przyjaciele, wrogowie, terroryści, żołnierze, cyberwojownicy i zwykli obywatele – zareaguje na tę zmianę? Czy zadrżą ze strachu, odetchną z ulgą, czy też będą w jakikolwiek sposób pod wrażeniem ataku Trumpa na semantyczną chwałę? Mało prawdopodobne. Wręcz przeciwnie, uznają to – i powinni – za dziecinną grę.
Jestem prawie pewien, że żaden inny kraj na Ziemi nie ma instytucji wojskowej, która nosi nazwę „Departament Wojny” lub „Ministerstwo Wojny” ani nic w tym rodzaju. (Ostatnimi krajami, które z niej zrezygnowały, były Brazylia i Portugalia po upadku ich dyktatur). Wiele z tych nazw to eufemizmy, takie jak Koreańska Armia Ludowa Kim Dzong Una czy Ludowo-Wyzwoleńcza Armia Xi Jinpinga. Można by argumentować, że „Departament Wojny” przynajmniej brzmi uczciwie. Dobrze. Ale można by też argumentować, że nazwa ta będzie cytowana, aby potwierdzić pogląd – a tym samym wzmocnić propagandę naszych przeciwników – że Stany Zjednoczone to militarystyczny kraj zdeterminowany, by rozpalić planetę wojną. Trump i Hegseth mogą uważać, że to dobry obraz, ale tak naprawdę nie jest.
Bardziej prawdopodobne jest, że wywoła śmiech, zwłaszcza biorąc pod uwagę częste twierdzenia Trumpa, że jest człowiekiem pokoju — do tego stopnia, że publicznie lobbował, prawie błagał, aby przyznano mu Pokojową Nagrodę Nobla . Nawet gdy nakazał dostarczenie lub użycie śmiercionośnej siły na polu bitwy, wyraźnie zaprzeczył, że angażuje się w wojnę. Wysłał samoloty B-2, aby zrzucić bomby na irańskie obiekty nuklearne — ale potem wysłał wiceprezydenta J.D. Vance'a w telewizji, aby powiedział: „ Nie jesteśmy w stanie wojny z Iranem ”. Wznowił dostawy broni na Ukrainę, ale potem podkreślił: „ To nie moja wojna ” lub „ To wojna Bidena, a ja utknąłem w jej środku ”.
Za każdym razem, gdy wysyłał wojska do walki z tym, co nazywał „wojną”, tak naprawdę nie było to to, co każda rozsądna osoba nazwałaby wojną. Wysłał Marines, aby odeprzeć to, co nazwał „ inwazją ” migrantów zza południowej granicy — ale cokolwiek to było, nie była to inwazja: nie było zorganizowanej kampanii uzbrojonych ludzi w celu podboju terytorium, pomimo kampanii politycznej Trumpa, która przedstawiała ich w ten sposób. Wysłał wojska do Waszyngtonu , aby popełniały przestępstwa, które rzekomo stanowiły zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego — gdy w rzeczywistości przestępczość w stolicy kraju spadała . W tym tygodniu rozkazał siłom specjalnym USA ostrzelać łódź na wodach międzynarodowych, zabijając wszystkie 11 osób na pokładzie . Trump i Hegseth twierdzili, że łódź przewoziła ładunek nielegalnych narkotyków do amerykańskich miast. Nie przedstawili żadnych dowodów na to twierdzenie. Nawet jeśli to prawda, Straż Przybrzeżna tradycyjnie przechwytuje takie statki, wkracza na ich pokład, konfiskuje narkotyki i aresztuje przewoźników. Wojsko USA nie ma prawa brać udziału w tego typu misjach, a tym bardziej zabijać ludzi – tak samo jak nie ma prawa otwierać ognia do gangu przestępców, którzy podejrzewani są o to, że zmierzają na bank.
Trump i Hegseth nazwali swoje ofiary „terrorystami”, jakby to usprawiedliwiało atak. Ale nawet jeśli mężczyźni na łodzi byli złymi ludźmi, nie stanowili takiego zagrożenia – jak Al-Kaida czy milicje Huti – które uzasadniałoby reakcję zbrojną. (Żaden amerykański urzędnik nie twierdził, że ofiary zostały ostrzeżone, aby się zatrzymały, ani że doszło do wymiany ognia).
Chodzi o to, że jeśli Trump i jego ludzie mają na myśli ten pokaz siły ognia, gdy wychwalają „etos wojownika” i potrzebę wygrywania wojen, to zmiana nazwy całej biurokracji – największej w kraju – na Departament Wojny to raczej marny gest. W rzeczywistości, jeśli nasze jedyne prawdziwe wojny sprowadzają się do zwalczania przestępczości w amerykańskich miastach lub wysadzania motorówek na Karaibach, to dlaczego departament z siedzibą w Pentagonie (jakkolwiek się nazywa) potrzebuje budżetu w wysokości biliona dolarów?
