Matematyka nie jest matematyką: dlaczego wysokie taryfy zawsze będą obniżać PKB

W dużej mierze winą za spadek PKB obarcza się wpływ importu, co przypisuje się konserwatywnym i protekcjonistycznym tłumom. Pierre Lemieux doskonale wyjaśnia, dlaczego import nie ma bezpośredniego wpływu na PKB , więc nie ma powodu, aby ponownie poruszać ten temat. Wystarczy przypomnieć fakt, że PKB uwzględnia jedynie krajową produkcję i konsumpcję; zmienna eksportu netto po prostu anuluje część pomiaru konsumpcji, która uwzględnia konsumpcję importu, zmniejszając efekt do zera netto. To sprawia, że argument za podwyżkami taryf w celu ochrony PKB przed wpływem zagranicznych towarów i usług staje się absurdalny.
Z drugiej strony taryfy mają zauważalny negatywny wpływ na PKB. Według Tax Foundation , obecna 10-procentowa bazowa taryfa podniesie efektywną stawkę taryfową do 12,1% - zanim skutki odwetu zostaną uwzględnione - obniży PKB o 0,7% (ponownie, przed uwzględnieniem odwetu) i obniży dochód rynkowy o 1,2% w 2026 r. Przekłada się to na średni wzrost podatku o 1190 USD w 2025 r. i 1462 USD w 2026 r. na gospodarstwo domowe oraz redukcję dostępnych towarów i usług. Yale's Budget Lab maluje jeszcze bardziej ponury obraz , przewidując ostateczną efektywną stawkę taryfową na poziomie 22,5%, średnią stratę konsumenta na gospodarstwo domowe w wysokości 3800 USD z powodu 2,3% wzrostu poziomu cen i trwałego spadku PKB o 0,4 do 0,6%; są to prognozy krótkoterminowe, które – jak już wspomniałem – nie uwzględniają wpływu odwetu ze strony partnerów handlowych.
Wzrost w latach 1870–1910Nic z tego nie powinno zaskakiwać obserwatorów historii gospodarczej. W latach 70. XIX wieku, w okresie stosunkowo wysokich taryf celnych wynoszących średnio około 35 procent, PKB spadł średnio o 0,5%, pomimo przyspieszonego rozwoju w kilku chronionych gałęziach przemysłu. Okres między 1870 a 1913 rokiem był okresem szybkiej transformacji z gospodarki rolnej w gospodarkę coraz bardziej uprzemysłowioną . Między 1872 a 1913 rokiem udział USA w światowym eksporcie wyrobów przemysłowych wzrósł z 2 procent do 14%, podczas gdy udział rolnictwa na rynku pracy spadł z 48 procent do 32 procent. W mniej więcej tym samym okresie udział dochodu narodowego wypłacany sektorowi rolniczemu spadł o 3 procent, podczas gdy udział wypłacany sektorowi produkcyjnemu wzrósł o 5 procent. Jako odzwierciedlenie tej zmiany, eksport surowców i artykułów spożywczych nieznacznie spadł (w końcu ludzie zawsze muszą jeść, podczas gdy eksport wyrobów gotowych skutecznie się podwoił).
Oczywiście, można by przypuszczać, że powinno to być dobre dla wzrostu gospodarczego kraju i tak by było, gdyby machina polityczna nie zaczęła lobbować i negocjować. Gdyby producenci po prostu zostawili wszystko w spokoju, mogliby zdać sobie sprawę, że posiadają wrodzoną przewagę komparatywną w dostępie do surowców. Duże złoża rudy żelaza w pobliżu Jeziora Górnego przyniosły korzyści producentom żelaza i stali, podczas gdy odkrycie ropy naftowej, węgla i innych surowców umożliwiło konkurencję cenową z zagranicznymi producentami, którzy musieli pozyskiwać takie surowce gdzie indziej. Jak teraz wiemy, złoża te nie były niewyczerpane, ale w tamtym czasie były stosunkowo nowe i obfite.

Zamiast tego, interesy wytwórcze postanowiły szukać „ochrony” poprzez lobbowanie na rzecz wysokich stawek celnych przeciwko zagranicznym konkurentom w swoich branżach. Jeśli, jak twierdzą narodowi konserwatyści, taka ochrona przynosi korzyści ogólnemu dobrobytowi, wówczas dowody powinny wykazać wyższą produktywność w połączeniu z obniżaniem cen, ale tak się nie stało. Jak pokazuje Douglas Irwin w Clashing over Commerce: A History of US Trade Policy , wzrost produktywności w USA w tym okresie nie był szybszy niż w Wielkiej Brytanii, która miała mniej zasobów naturalnych i której populacja – a zatem krajowe rynki konsumenckie – rosły zdecydowanie wolniej. W rzeczywistości produktywność wzrosła w sektorach nieobjętych handlem, takich jak transport, media i usługi, podczas gdy nastąpił spadek w rolnictwie i produkcji.
Nie oznacza to, że skala produkcji nie wzrosła; wzrosła. Jednak polityczny charakter nałożonych taryf nie tylko chronił amerykańskich producentów przed zagraniczną konkurencją, ale także chronił ich przed korzyściami płynącymi z konkurencji. Na scenę wkradło się wielu różnych producentów, produkujących mniej wydajnie bez tworzenia niezbędnych oszczędności skali. Innowacyjność pozostawała w tyle za krajami takimi jak Wielka Brytania, ponieważ wyspiarskie manufaktury nie miały motywacji do innowacji. Z kolei w Wielkiej Brytanii, która nakładała taryfy marginalne, gdy w ogóle się tym przejmowała , produkcja rosła w średnim rocznym tempie 2,2 procent w latach 1870–1913 . W tym samym okresie zatrudnienie w przemyśle rosło w średnim rocznym tempie 0,8%, a wydajność pracy w sektorze rosła w średnim tempie 1,4%. Zatrudnienie w przemyśle wzrosło o 30 procent w tym okresie, przy wzroście kapitału na pracownika o 76 procent. Stąd, pomimo niskich taryf, produkcja odegrała ogromną rolę we wzroście PKB Wielkiej Brytanii w tej epoce.
Do 1890 roku Ameryka i Niemcy zaczęły doganiać Wielką Brytanię w dużej mierze, ironicznie, ponieważ ich niskie struktury taryfowe umożliwiały przepływ idei, procesów i technologii zarówno do wewnątrz, jak i na zewnątrz. Podczas gdy Ameryka inwestowała w formalną edukację, która szkoliła kadrę zarządzającą do prowadzenia działalności produkcyjnej, Niemcy koncentrowały się na szkoleniu zawodowym, które łączyło formalne nauczanie z praktykami. Pomijając to wszystko, prawdziwą siłą napędową Ameryki, która dorównała – a następnie przewyższyła – Wielką Brytanię jako siłę przemysłową/produkcyjną, był boom demograficzny lat 90. XIX wieku.
Przypomnijmy sobie nasze wcześniejsze spojrzenie na wzrost w sektorach niehandlowych, takich jak transport i komunikacja. Ostatecznie umożliwiło to powstanie rynków krajowych z towarami i usługami, które przemieszczały się w każdym kierunku. W miarę jak ludzie przemieszczali się tam i z powrotem bardziej swobodnie, koszty transportu nadal spadały, ponieważ popyt napędzał ulepszenia w transporcie, umożliwiając robotnikom przenoszenie się z obszarów wiejskich do gęściej zaludnionych obszarów miejskich. W miarę jak pojawiała się większa liczba pracowników, duże fabryki zaczęły uzupełniać mniejsze warsztaty i odlewnie, które oznaczały początki boomu produkcyjnego . W 1880 r. liczba pracowników rolnych przewyższała liczbę swoich odpowiedników w przemyśle o współczynnik trzykrotności, ale do 1920 r. liczba pracowników w przemyśle wzrosła z 2,5 miliona do 10 milionów.
Nie cały ten wzrost siły roboczej – i późniejszy wzrost PKB – był endogeniczny. Ze względu na stosunkowo nagły nadmiar dostępnych miejsc pracy z wyższymi płacami, rok 1890 oznaczał początek dużego wzrostu imigracji . W latach 1870–1900 populacja rodzimych mieszkańców podwoiła się, w dużej mierze dzięki wyższym płacom, wyższemu standardowi życia i dostępowi do bardziej zaawansowanej technologii medycznej dostępnej na obszarach miejskich, do których napływały duże segmenty populacji. Począwszy od 1890 r. imigracja również się podwoiła, z około 7 milionów do 14 milionów. Z wyjątkiem San Francisco, nowa fala imigrantów skupiła się głównie w miastach przemysłowych na północnym wschodzie i środkowym zachodzie; miastach takich jak Boston, Chicago, Nowy Jork, Cleveland, Buffalo i Milwaukee. Do 1920 r. 14 milionom imigrantów urodziło się 23 miliony dzieci, co oznacza, że jedna trzecia populacji należała do tej społeczności.
Pomimo błędów taryfowych z lat 70. XIX wieku, które uczyniły produktywność w przemyśle nieefektywną i obniżyły PKB, ten boom demograficzny w połączeniu ze wzrostem w sektorach niehandlowych ostatecznie uzupełnił boom przemysłowy, co zaowocowało wzrostem gospodarczym i wzrostem produktywności; w rzeczywistości wielu obserwatorów ekonomicznych uważa to za początek amerykańskiej klasy średniej. Stało się to pomimo taryf, a nie z ich powodu, i jak wykazują tacy ludzie jak Klein i Meissner , stałoby się to znacznie wcześniej bez nich.
Głupota Smoot HawleyaCzęsto zauważałem, że nie ma prawie złego pomysłu, którego rząd nie przyjąłby, a na pewno żadnego, którego nie powtórzyłby. Pod wieloma względami ustawa taryfowa Smoot Hawleya z 1930 r. była po prostu odwrotnym odbiciem środków z końca XIX wieku, takich jak ustawa taryfowa McKinleya z 1890 r. W latach dwudziestych amerykańska produkcja zdominowała rynki globalne, co spowodowało mniejsze zainteresowanie polityków. Spadek cen towarów w 1920 r., wywołany ogólnym spowolnieniem globalnych rynków towarowych po I wojnie światowej, doprowadził do depresji rolniczej, która poprzedziła Wielki Kryzys i trwała prawie półtorej dekady. W istocie świat, który nie był już w stanie wojny, nie potrzebował już ogromnych ilości żywności od amerykańskich rolników, którzy byli teraz ofiarami nadprodukcji i nadmiernego kredytu. Ponadto duża liczba żołnierzy powróciła z europejskich teatrów wojny do swoich gospodarstw, co zaostrzyło problem.
Czynniki leżące u podstaw tego kryzysu dla rolników powinny być oczywiste dla prawodawców, ale politycy rzadko są świadomi lub zaniepokojeni bezpośrednią przyczyną. Początkową próbą Kongresu, aby poradzić sobie z tym problemem, była ustawa McNary–Haugen Farm Relief Act, po raz pierwszy wprowadzona w 2024 r., która wzywała zarówno do serii taryf ochronnych, jak i serii wsparcia cenowego w celu wzmocnienia zysków rolników. Wezwała do utworzenia agencji federalnej, która utrzymywałaby poziom cen rolnych w latach 1910–1914 poprzez zakup nadwyżek upraw, sprzedaż ich za granicą, a tym samym ponoszenie strat na koszt podatnika. Prezydent Coolidge, być może rozumiejąc, że brak rynku na uprawy oznacza brak rynku na uprawy, zawetował ustawę w 1927 i 1928 r., blokując jej uchwalenie w obu przypadkach. Coolidge zobowiązał się do planu ówczesnego sekretarza handlu Herberta Hoovera, aby rada rolna „stabilizowała” ceny za pośrednictwem spółdzielni , więc nie można mu przypisać zbyt dużego uznania.

Opłakana sytuacja rolników stała się głównym problemem w wyborach w 1928 r., kiedy zarówno kandydat Demokratów Al Smith, jak i kandydat Republikanów Herbert Hoover zobowiązali się do rewizji taryfy Fordney-McCumber z 1922 r. w celu stworzenia „równości taryfowej” dla produktów rolnych. Ponieważ między kandydatami a większością wyborców poza rolnikami cieszącymi się okresem dobrobytu było niewiele światła dziennego, elektorat opowiedział się za ciągłością i wygrał Hoover. Niedługo po swoim zwycięstwie przewodniczący Komisji Środków i Zasobów Willis Hawley ogłosił przesłuchanie w sprawie rewizji taryfy. Jak zauważa Irwin, około 1100 osób złożyło oświadczenia przed komisją, co zaowocowało 10 684 stronami zeznań, które obejmowały 18 opublikowanych tomów. Wkrótce Hawley połączył siły z senatorem stanu Utah Reedem Smootem i zamiast rewizji taryfy Fordney-McCumber, uzupełnili ją o własną.
Demokraci głośno sprzeciwili się ustawie; senator stanu Tennessee i przyszły sekretarz stanu Cordell Hull wyraził opinię, że będzie to pożywienie dla najgorszych kumoterstw i interesów specjalnych, podczas gdy teksański Cactus Jack Garner skrytykował ją jako całkowicie pozbawioną zdrowego rozsądku lub wiedzy na temat jakichkolwiek zasad ekonomicznych. Pomimo że prawdopodobnie poparliby takie środki, gdyby ich partia kontrolowała Biały Dom i Kongres, nie mieli wystarczającej liczby głosów, aby temu przeszkodzić, a ustawa została uchwalona 13 czerwca 1930 r. Hull miał rację; ustawa liczyła ponad 200 stron i chociaż jej rzekomym celem była ochrona amerykańskiego rolnictwa przed zagraniczną konkurencją, nakładała tyle samo ceł na import produktów przemysłowych, co na produkty rolne.
W wymownym odbiciu bieżących wydarzeń 1028 ekonomistów podpisało oświadczenie opublikowane na pierwszej stronie New York Times, odzwierciedlające konsensus, że cła, zwłaszcza te na produkty przemysłowe, były błędem, ponieważ krajowe fabryki w tym czasie dostarczały Amerykanom 96 procent konsumowanych produktów przemysłowych, pozostawiając eksport jako jedyną realną opcję ekspansji i dobrobytu. Smoot odrzucił takie obawy jako idiotyczne paplanie jajogłowych niemających pojęcia o praktycznych realiach, w przeciwieństwie do ludzi od cukru i innych przedstawicieli specjalnych interesów, z którymi rozmawiał.
Jak wiemy, ustawa Smoot-Hawley nie chroniła ani rolnictwa, ani produkcji przed realiami rynkowymi. Nie uchylając i nie zastępując ustawy Fordney-McCumber, zwiększyła już obowiązujące cła; dodała 15-procentowy wzrost cła do już istniejącego wzrostu Fordney-McCumber o 64 procent. Biorąc pod uwagę zwolnienia i inne wynegocjowane ulgi, skutkowało to średnimi stawkami celnymi wynoszącymi około 60 procent, a rynki globalne zareagowały. Powiedzenie, że czas tej wojny handlowej był zły, byłoby lekkim określeniem, ponieważ krach na giełdzie amerykańskiej wywierał już presję recesyjną na rynki globalne, które były ściślej zintegrowane, niż przyznaliby światowi liderzy. Narody, które wprowadziły bezpośrednie środki odwetowe przeciwko USA, zmniejszyły swój import średnio o 28-33 procent, podczas gdy niektóre narody pośrednio protestowały, zmniejszając swój import od wszystkich, co spowodowało spadek importu USA do ich krajów o 15 do 22 procent. Jak twierdzą Mitchener i in. Zauważ , że zakres faktycznych działań odwetowych przekroczył zakres oficjalnych działań odwetowych.
Kryzys był bestią samą w sobie, która wydarzyłaby się bez żadnej nierozsądnej wojny handlowej. Spadek globalnego PKB w każdym przypadku utrudniłby handel. Z tego powodu konserwatyści narodowi mają tendencję do argumentowania, że ustawa Smoot-Hawley nie miała większego znaczenia, ale mniej wyspiarskie podejście, które uwzględnia wpływ globalnych rynków na swoich członków, ujawniłoby coś innego. Cały deklarowany impuls taryfy miał przynieść korzyści rolnikom, którzy cierpieli z powodu niewypłacalności kredytów opartych na pożyczkach zaciągniętych podczas I wojny światowej, a same niewypłacalności wynikały z niższego popytu na amerykańskie produkty. Środki odwetowe jeszcze bardziej to pogorszyły; ponadto, produkcja – która prowadziła ożywiony interes eksportowy – również padła ofiarą odwetu, znacznie osłabiając jedyny sektor, który radził sobie dobrze. W związku z tym wynikająca z tego wojna handlowa miała znaczący wpływ na przepływy handlowe niezależnie od innych czynników i pogłębiła spadek globalnego – i amerykańskiego – PKB.
Po omówieniu szczegółowo poprzednich przypadków, w których wysokie cła nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, a zamiast tego doprowadziły do spadku PKB, należy wspomnieć, że innym ulubionym argumentem konserwatystów i protekcjonistów narodowych jest to, że wczesne cła przychodowe, jako funkcja „amerykańskiego systemu” Henry'ego Claya , były odpowiedzialne za wzrost gospodarczy kraju. Błąd tego argumentu został omówiony do znudzenia , w tym przeze mnie w The Daily Economy w American Institute for Economic Research . Dlatego też te kontrargumenty, ważne i słuszne, nie będą tutaj powtarzane.
Poważnym błędem popełnianym przez wielu przy ocenie taryf, nawet niektórych przeciwników, jest traktowanie ich liniowo, jako wstrząsów dla w innym przypadku wiecznie stałej struktury. W istocie, podczas gdy dyskusje (słusznie) koncentrują się wokół zewnętrznych wpływów, takich jak zniekształcanie wolumenu handlu dwustronnego, zakłócanie łańcuchów dostaw lub zaostrzanie presji inflacyjnej, niewielu obserwatorów zwraca uwagę na to, że z perspektywy równowagi ogólnej taryfy endogenicznie zniekształcają wzajemnie powiązane sieci globalnych przepływów handlowych . Innymi słowy, wywierają one efekty sieciowe z nieskończonymi nieliniowymi współczynnikami różnicowymi wpływającymi na ceny, dostępność dostaw i ogólny dobrobyt w całej sieci. Mówiąc prościej, przekierowują eksport w nieefektywny sposób, który generalnie nikomu nie przynosi korzyści. Nawet jeśli nie jest to zgodne z zamysłem polityków, którzy nakładają taryfy, to wrodzoną naturą taryf jest wpływanie na rynki w ten sposób. Ceteris paribus, rzecz może być tylko tym, czym jest.
Cechą charakterystyczną taryf jest również to, że im są wyższe, tym bardziej negatywnie wpłyną na PKB. To po prostu matematyka. Przyjrzyjmy się pokrótce tej matematyce:
PKB = C + I + G + (X – M)
Gdzie:
C = Wydatki konsumpcyjne
I = Inwestycja biznesowa
G = Wydatki rządowe
X = Eksport
M = Importy
Ponownie, w praktyce import nie ma bezpośredniego wpływu na PKB, ponieważ zmienna importu po prostu anuluje część konsumpcji, która mierzy wydatki na produkty zagraniczne. Jednak, jak wkrótce zostanie wykazane, wysokie taryfy celne mogą powodować, że import będzie miał negatywny, pośredni wpływ na PKB. Na początek, jak można by się spodziewać, wysokie taryfy celne powinny skutkować wzrostem dochodów rządowych, co może mieć miejsce w krótkim okresie. Może to również skutkować wzrostem wydatków rządowych, co może generować przyszłe naciski inflacyjne, ponieważ te dodatkowe dochody niezmiennie nie będą trwałe (to jednak jest inna, nawet jeśli powiązana, dyskusja).
Wyższe cła obniżą dostępność importu, co zasadniczo nie ma znaczenia dla pomiaru bezpośredniej konsumpcji krajowej, ale ma pośredni wpływ poprzez inwestycje. Ponieważ cła zakłócają łańcuchy dostaw, zwiększają koszt nakładów (i, jako ich funkcję, ceny końcowe) i ogólnie zmniejszają marże zysku, zasoby są nieefektywnie przenoszone do mniej zależnych od importu firm krajowych kosztem wyboru i dostępności. Ponadto firmy zmniejszają inwestycje, gdy wzrasta ryzyko niepewności, a globalne spory handlowe są często pełne niepewności. Późniejsze wyższe ceny i ukryte koszty, takie jak utrata zatrudnienia w sektorach zależnych od importu, zmniejszają konsumpcję.
Ponadto odwet partnerów handlowych ma niezmiennie negatywny wpływ na eksport, jeszcze bardziej obniżając inwestycje, konsumpcję i dochody potrzebne do zwiększenia wydatków rządowych bez presji inflacyjnej. Taki był zawsze wpływ wysokich stawek celnych, od końca XIX wieku do początku Wielkiego Kryzysu. Jeśli chodzi o naszą obecną administrację, nie tylko wyniki będą przewidywalnie ponure, ale ponieważ dodała jeszcze większy stopień niepewności ze swoją bombastycznością, pauzami i ogólnie niezrozumiałymi kaprysami, mogą okazać się gorsze, niż można było przewidzieć lub sobie wyobrazić.
Tarnell Brown jest ekonomistą i analitykiem polityki publicznej mieszkającym w Atlancie.
econlib